"Tony Hawk’s Pro Skater 3+4" to, mimo decyzji o unifikacji rozgrywki obu części, niezmiennie świetna rzecz. Tyle że w tym miejscu kończy się chwalebna historia serii i rozpoczyna ta
Dobra, stawmy czoła niewygodnej prawdzie: "Tony Hawk’s Pro Skater" miana żelaznego klasyka dorobił się u nas nie dzięki formie, ale treści. Imitowało bowiem ten rozdział amerykańskiego snu, którego my, wysyłający czerstwe foty do "Ślizgu" na deskorolkach z supermarketu (częstokroć podkręcone; mój kumpel na przykład zeskakiwał z blokowego dachu, a na zdjęciu wyglądało to tak, jakby wybijał się z poziomu chodnika na trzy metry) i próbujący przeskoczyć na zwykłych rolkach z osiedlowego sklepu sportowego choćby najniższy krawężnik, nigdy nie mieliśmy doświadczyć empirycznie. Mowa oczywiście o końcówce lat dziewięćdziesiątych, kiedy mogliśmy co prawda mazać po ścianach, pójść do którejś z nielicznych jeszcze sieciówek po szersze portki tudzież pośmigać po parkingach na wysłużonych, komunijnych BMX-ach, ale okienkiem na kulturę skate były dla nas niezmiennie gry.
Chyba można pokusić się o sąd, że "Tony Hawk Pro Skater" wychował całe pokolenie, i to po obu stronach oceanu. U nas pozwolił uszczknąć marzeń, u nich spopularyzował do tamtej pory cokolwiek niszowy sport na tyle, że wjechał on na pełnej do mainstreamu (nie moja analiza, ale samego Tony’ego Hawka). Jednak nie tylko dzięki owej zaszytej tam, mitotwórczej treści, której wagi przecenić nie sposób. To była naprawdę znakomita, hipnotyzująca gra. I nadal jest, bo przecież po tym, jak na konsole i komputery trafił łączony remake/remaster jedynki i dwójki i sprzedał się wybornie, tylko kwestią czasu było sięgnięcie przez Activision po kolejne odsłony. Kto pamięta dzieje serii, ten świadomy jest, że z czasem zabił ją pośpiech i zwykła chciwość. Szczęśliwie po latach studio poszło po rozum do głowy i przygotowało godny sequel, aczkolwiek nie bezbłędny.
Świeżutkie "Tony Hawk’s Pro Skater 3+4" tak jak oryginały oferuje trzy główne tryby rozgrywki: swobodną jazdę, pojedynczy przejazd oraz najistotniejszy – karierę. Ten ostatni stawia przed nami nie lada wyzwania, bo żeby uzyskać dostęp do kolejnych lokacji, należy zrealizować zadania przypisane do konkretnego poziomu. Swoisty zbiór wspólny dla wszystkich miejscówek to uzyskanie odpowiedniej liczby punktów za triki, demolowanie wyznaczonych obiektów tudzież zebranie w ciągu dwóch minut wszystkich liter tworzących słowo "SKATE" czy ukrytej w niedostępnym miejscu kasety wideo. Ale za najciekawsze niezmiennie mam te quasi-fabularne zadania, jak zarysowanie deskorolką auta dyrektora liceum, zepchnięcie majstra do wody albo podanie chłopu siekiery, żeby mógł rozwalić drzwi (za którymi kryje się nowiutka rampa), co znakomicie współpracuje z danym skate parkiem. Raz jeździmy po przedmieściach szykujących się do Halloween, kiedy indziej śmigamy po opuszczonym aquaparku (to jedna z nowych plansz) i choć nie da się oszukać oka, że pierwotnie gry te nie zostały wyprodukowane przed dwudziestoma laty, to scenograficznie "THPS 3+4" jest krokiem naprzód. I tu pojawia się pewien feler, bo obie części sprasowano do jednego modelu rozgrywki. Oryginalnie czwórka pozwalała kręcić się bez limitu czasu po dużych arenach, a misje zlecali nam porozrzucani po okolicy enpece. Teraz i tu mamy dwuminutowe przejazdy, przez co wykastrowano rzeczony sequel z tego, co czyniło go wyjątkowym. Na szczęście nie trzeba powtarzać wykonanych wyzwań, a liczba podejść jest praktycznie nieograniczona, co odejmuje nieco stresu. Ale podział na "trójkę" i "czwórkę" staje się tutaj nominalny. Obie dzielą skaterów, deski i inne bajery. Równie dobrze można byłoby podpiąć wszystkie skate parki w jednym, wspólnym dla obu trybie kariery.
Sednem rozgrywki pozostają, oczywiście, efektowe akrobacje wykonywane przy pomocy analoga i odpowiednich przycisków na padzie; każda kombinacja kierunku wychylenia gałki i danego guzika owocuje innym trikiem. Im wyżej wyskoczymy, im dłużej się obracamy i im więcej ruchów wykonamy, tym szybciej kręci się licznik. Ładujemy przy tym specjalny pasek, którego nabicie otwiera szansę odpalenia wyjątkowego triku o podwyższonej wartości. Na deser gra oferuje tryb dla dwóch graczy i, a jakże, kapitalną ścieżkę dźwiękową. Muzyczni purytanie nie ucieszą się zapewne, że ich ulubione kawałki sprzed dwóch dekad musiały ustąpić nowym, co spowodowane jest jak nic kwestiami licencyjnymi. Z tamtej klasyki niewiele się ich ostało, ale chyba tylko hipokryta narzekał będzie na soundtrack, na którym Iron Maiden sąsiaduje z Run The Jewels, Sex Pistols i Turnstile. Podsumowując, "Tony Hawk’s Pro Skater 3+4" to, mimo decyzji o unifikacji rozgrywki obu części, niezmiennie świetna rzecz. Tyle że w tym miejscu kończy się chwalebna historia serii i rozpoczyna ta problematyczna. Jestem ciekawy, czy Activision podejmie się naprawy tego, co faktycznie już wtedy było popsute. Niech będzie, rzucam gigantowi wyzwanie.
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu